Czy adopcja niewidomego psa ma sens?

W minionym miesiącu, pośród wielu wyzwań i mniej lub bardziej pomyślnych wieści, jednym z najsmutniejszych zdarzeń okazała się być konieczność pożegnania po 5 latach wyjątkowego członka naszej rodziny – Tymka.

Tymek pojawił się w naszym domu jako 5-letni, niewidomy od urodzenia pies, adoptowany z domu przechodniego, po 2,5 roku bezowocnego poszukiwania domu. Jak wyglądało jego życie wcześniej – do końca nie wiadomo. Nie było to z pewnością życie usłane różami, co widać na pierwszym ze zdjęć.

Przyznam się bez bicia, że byłem na początku najbardziej sceptycznie nastawionym do tego pomysłu członkiem naszej rodziny. Mieliśmy już w tamtym momencie jednego młodego, 1,5 rocznego owczarka niemieckiego, do tego starszego kota dachowca. Spodziewałem się wielu problemów, konfliktów z owczarkiem, oraz licznych mniej lub bardziej oczywistych komplikacji związanych z pojawieniem się w domu – jak by nie patrzeć – inwalidy.

Tymczasem Tymek, choć nie obyło się oczywiście bez różnych wyzwań… okazał się dla naszego domu prawdziwym błogosławieństwem. Wniósł między nas, pozostałych członków rodziny, masę radości, mnóstwo spokoju. I po pierwszym okresie odczuwalnego po jego stronie zaniepokojenia i niepewności – dawał sobą na każdym kroku odczuć niesamowitą wdzięczność i miłość. Takie, do jakich tylko pies jest zdolny.

Najbardziej oczywiste pytanie jakie można sobie zadać mając do czynienia z niewidomym psem to chyba – jak on właściwie się porusza? Otóż warto zdać sobie sprawę, że dla każdego psa (w odróżnieniu od ludzi) wzrok jest dopiero trzeciorzędnym – po węchu i słuchu – zmysłem. Zdumiewająca była więc orientacja w terenie psa niewidomego od urodzenia.

Wracając ze spaceru, po wejściu na posesję, doskonale wiedział ile kroków dzieli go od furtki do ganku, przy którym musiał unieść łapę wchodząc na stopień. Potrafił także penetrować nawet najgęstsze zarośla w ogrodzie, czy też – ku naszej konsternacji – obchodzić ustawiane w różnych miejscach płotki mające w zamyśle ograniczać psom pole manewru na działce. Rozkład domu – pomieszczenia, meble, przeszkody – przyswoił w ciągu kilku tygodni, co pozwalało mu poruszać się po nim nadspodziewanie swobodnie. Problematyczne były oczywiście każdorazowe zmiany położenia poszczególnych przedmiotów w domu, bo wprowadzało u niego dezorientację – ale przy odrobinie ostrożności i empatii, naprowadzeniu go głosem w odpowiednim kierunku, śmiało i chętnie przyswajał wszelkie nowości.

Niesamowicie ciekawym było obserwowanie jak układały się relacje pomiędzy Tymkiem a wspominanym już owczarkiem, Ferem. Psy bardzo szybko nauczyły się funkcjonować w duecie, co niejednokrotnie prowadziło do naprawdę wzruszających scen, kiedy przykładowo Fero przed wyjściem na spacer wychodził na ogród aby przyprowadzić Tymka, czy też czekał aż jego kolega przyjdzie do jedzenia zanim sam zaczął jeść. Obecność Tymka wpłynęła na Fera bardzo tonująco. Z narwanego, nieusłuchanego szczeniaka, niejako samodzielnie wszedł w rolę psa przewodnika. Stał się o wiele bardziej posłuszny.

            Dochodziło też oczywiście pomiędzy nimi do krótkich spięć, zwłaszcza wtedy gdy biegli witać któregoś z domowników i nie mieli ustalonej kolejności powitania. Spięcia te nigdy jednak nie kończyły się żadnymi poważniejszymi konsekwencjami. Nie zmieniało to w żaden sposób zauważalnej więzi pomiędzy psami – sporą część czasu zajmowały się sobą, wspólnie patrolowały ogród, sprawdzały, co się dzieje na ulicy, Tymek czasem dołączał się również do zabawy z patykiem czy z piłką (!)

Co do możliwych problemów, poza przywołanymi już wyżej przykładami dezorientacji wywołanej każdą zmianą układu przedmiotów w otoczeniu, Tymek bardzo lękliwie reagował na zbyt duże natężenie dźwięku, zwłaszcza na krzyki domowników. Przyjmował wtedy bardzo obronną postawę, kładł się w danym miejscu i kulił się, starając się nie rzucać w oczy. Jednak zobaczenie go w takim stanie bardzo często wystarczało, żeby ukoić nawet najbardziej wzburzone nerwy pozostałych domowników.

Tymek był jednak przede wszystkim przeogromnym źródłem radości. Jak widać na dołączonych zdjęciach, miał on niesamowicie wesoły pyszczek, odzwierciedlający jego radosne usposobienie. Był bardzo łasy na wszelkie czułości, uwielbiał słyszeć ton głosu domowników, szukał ciepła i towarzystwa. Chętnie chodził na spacery, bawił się, wylegiwał na słońcu. Potrafił przyjść do siedzącego przy stole domownika – nawet tego, niżej podpisanego, największego początkowo sceptyka – i zacząć lizać po rękach, domagając się pieszczot. Przyznam, że pomimo opisanych pierwotnych obiekcji, nawiązałem z Tymkiem najgłębszą spośród wszystkich domowników więź. To na moich kolanach przyjechał do naszego domu, to ze mną chodził na spacery, spędził długie godziny bawiąc się czy będąc głaskanym. To na moich rękach ostatecznie odszedł też z tego świata.

Tymek przeżył z nami drugą połowę swojego życia. Zabrała go starość, bo taka niestety jest natura tych cudownych stworzeń. Po kolejnych z dołączonych zdjęć mam nadzieję sądzić, że było to dla niego ta lepsza połowa życia.

 

A dla Was wszystkich, drodzy czytelnicy, mam takie przesłanie: jeżeli kochacie zwierzęta, ale z różnych względów wahacie się, czy też boicie się je adoptować, zwłaszcza takie z różnymi dysfunkcjami… mówię Wam z doświadczenia: nie doświadczycie większej wdzięczności niż ta, którą może Wam dać pies, któremu ofiarujecie ciepło własnego domu.

Udostepnij na

Pomagamy zwierzętom
w świecie ludzi!